poszłam po wnuczka do szkoły a mam 50 lat i mam dosc siły zeby podniesc wnuczkowi plecak ale z niedowierzaniem go podniosłam zaledwie kilka kroków i to wprost nie mozliwe ze ten plecak był tak ciezki to nauczycielka kaze nosic 3 książki do polskieg i 5 do matematyki ale to trzeba cos z tym zrobic bo te dzieci to beda garbate za 2 miesiace noszenia tego plecaka a wogule to jak zorientowałam sie to te ksiazki to niekture to nawet na koniec roku to nie były otwierane bo za duzo ich a nauczyciel to powinien na to zwrucic uwage a nie nabijac kieszen ksiegarniom
© Copyright 2024, Wszelkie prawa zastrzezone
"babciu" podjęła Pani dobry, aktualny temat. Ja również dodam,ze oprócz ciężkich plecaków, dzieciom miały być udostępnione szafki na przechowanie książek,i czy to jest spełnione? A radni(np. nauczyciele) mogliby się zając tym tematem, zainteresować dlaczego maleństwa(mysle o pierwszoklasistach) dzwigaja wypchane plecaki i uginają się pod ich ciężarem. To nie babcia, dziadek winni nosic tornistry a uczniowie. Cos w tej materii jest nie tak... Tak to wygląda w praktyce bo teoria jest i ładna i praktyczna. Tylko fakty mówia za siebie. Dzieci obarczone również dużą iloscia prac domowych nie maja tak naprawdę odpoczynku po szkole tak jak w innych europejskich państwach. Bo my jesteśmy Polakami.... i u nas musi być tak jak u nikogo. Kłaniam się. i zapraszam do dyskusji a może nie mam racji?
Zgadzam się , mam dziecko w klasie pierwszej. Plecak jest zdecydowanie zbyt ciężki!!! Córka narzeka na ból pleców w pierwszym miesiącu nauki! Prace domowe ok, ale z umiarem- moje starsze dziecko w klasie czwartej nie ma wolnego czasu w ogóle! Cala rodzina jest zaangazowana w odrabianie lekcji, to jest straszne. Nie spędzamy razem czasu po południu, bo odrabiamy lekcje i uczymy się. Moim zdaniem to nie jest normalne.
plecaki ciężkie były 40 lat temu 20 lat temu i dzisiaj są ciężkie Ameryki nie odkryliście!
Ma pani rację proponuję podnieść plecak dziecka z 4kl rodzice zwalniają się z pracy żeby donieść plecak do domu. Ogrom prac domowych spada na dzieci jak grom z jasnego niebie. Nauczyciele tylko wymagają a dlaczego nie uczą dlaczego edukacja spada na rodziców .Wszyscy do późnej nocy odrabiają z dziećmi lekcje coś tu jest nie tak. Dyrektorzy szkół powinni zobaczyć co się dzieje bo chyba nie widzą.
Moje dziecko też miało mało czasu wolnego,ale lekcje odrabiało samo.To dziecko chodzi do szkoły i dziecko ma się nauczyć,a nie rodzice za dziecko.
Zgadza się Pani dyrektor mówiła, że po to są szafki , żeby niepotrzebne książki tam przechowywać a nie wszystkie dźwigać,moja córka jest w czwartej klasie,pytam się czy wszystko jej potrzebne,odpowiada że tak, ubierając się do szkoły prosi żebym pomogła jej włożyć plecak jest tak ciężki, że sama ledwo go podniosę, córka idzie do szkoły pochylona do przodu jak staruszka, pytam "po co te szafki są, tylko do przebrania się"???
Z tego systemu nauczania nie będzie mądrych ludzi. Minister edukacji powinna postawić na jakość, a nie na ilość. Dzieci i młodzież są zbytnio obciążone nauką. Nie mają wolnego czasu na zabawę, czy rekreację. Poza tym poziom nauki niekiedy jest ponad możliwości ucznia. Rodzice muszą wykupywać korepetycje lub inne dodatkowe zajęcia w celu dorównania dzieci do poziomu nauczania.
babciu. Ciezki plecak to nie tylko problem polskich szkol. Macie rodziny poza krajem. Popytajcie ich jak tam rowniez jest ciezki plecak. To jest problem edukacji w calej UE nad ktorym przyszedl czas sie zastanowic.
Moja corka ma szafke ,ale jeszcze nigdy nie zostawila tam ksiazek.Pracy domowej jest tyle ,ze potrzebuje wszystkie ksiazki przyniesc do domu kazdego dnia.Material jest przeladowany i nauczyciel nie jest w stanie nauczyc wszystkiego dzieci w szkole ,wiec zadaje prace domowa.Nauczyciele nie maja wielkiego wyboru,musza isc do przodu z materialem i ja to rozumiem. Uwazam ,ze winni sa ci na samej gorze ,w Ministerstwie Edukacji ,ktorzy narzucaja program nauczania.
Całkowicie zgadzam się z Kasią. Mam syna w szóstej klasie
i identyczną sytuację. A co do obiecanych szafek ... Zapewniam, że szafki nic nie zmienią gdyż dzieci muszą odrabiać lekcje i korzystać z podręczników w domu. Jak więc dziecko ma zostawić w szafce książki?
W szkole mojego syna, w ubiegłym tygodniu, odbyło się ważenie plecaków. Oczywiście wybrano dzień, gdy w rozkładzie jest godzina wychowawcza i dwie godziny WF-u, a w plecaku były dodatkowo tylko książki do dwóch przedmiotów. Mój syn sam śmiał się z takiej akcji bo oczywiście waga plecaków dzieci mieściła się w normie. Myślałam, że mnie szlag trafi i następnego dnia zważyłam spakowany plecak syna. Przy wadze 45 kg plecak ważył 8,2 kg!!! To normalne ???
Cały czas mówi się też, że nie powinno być zadawanych prac domowych. Tymczasem sytuacja jest taka, że zadaje się całą masę zadań domowych, dziecko nie ma zupełnie czasu dla siebie w domu bo odrabia lekcje, a w dzienniku elektronicznym, w zakładce "Prace domowe" nauczyciele nie dokonują żadnych wpisów. Nie napisane, więc nie zadane, prawda? To wszystko jest i śmieszne i żałosne. Szkoda tylko naszych dzieci, które wieczorami skarżą się na bolące plecy, a w przyszłości będą zasilać kolejki na rehabilitację, zamiast normalnie żyć.
Do Niny- zgadzam się z Panią. W 4 klasie dzieci zaczynają nowy etap w szkole...ciężkie plecaki ok 7 kg i bieganie z nimi po piętrach obu dużych szkół.... od początku kartkówki, sprawdziany i ogrom prac domowych odrabianych z rodzicami do późnych godzin... ludzie bez przesady trochę litości dla tych dzieci one nie mają chwili wolnego czasu na odpoczynek...nic dziwnego że dzieci mówią że szkoła jest głupia....
Do Leleka- "Plecaki ciężkie były 40 lat temu 20 lat temu i dzisiaj są ciężkie Ameryki nie odkryliście!". Czyli uważasz,że nadal tak ma być?
Rozdmuchiwano problem czy 6 czy 7 latki mają iść do szkoły, nie tu leży problem.Można wysłać chociażby i 5 latka chodzi tylko o to aby w tych szkołach były odpowiednie warunki.Aby dzieci były dobrze"zaopiekowane" w szkole, aby były bezpieczne, aby dostały ciepły zdrowy posiłek, w takich godzinach aby rodzice mogli pracować i aby ten czas był konstruktywnie wykorzystany.Z tego co widzę na przestrzeni lat to przedmiotów przybywa, materiału przybywa i nadal aktualne jest hasło "zakuć, zaliczyć, zapomnieć".Nauczyciele narzekają na warunki pracy, rodzice narzekają na nauczycieli a nikt "na górze"(ani PIS ani PO ani żadna inna partia) nie wspomina nic o konstruktywnej reformie szkoły, która dostosowałaby szkołę do dzisiejszych realiów.Na nic wprowadzanie darmowych podręczników, na nic odgórny nakaz aby w szkołach były szafki, na nic trwonienie pieniędzy w postaci 300+na wyprawkę jeśli za tym nie idą mądre zmiany.Jeśli celem jest odchudzenie plecaków dzieci to nauczyciele muszą dostać kasę na kserówki aby dzieci nosiły tylko kartki, jeśli nauczyciele mają mniej zadawać ministerstwo musi odchudzić program. Nauczyciele powinni mieć asystentów-do pomocy-w klasach wiadomo są zdolne i mniej zdolne a i jedne i drugie potrzebują uwagi aby się rozwijać. Ale coż lepiej dać 500+ 300+ i kupić wyborców niż pracować w pocie czoła nad trudną reformą systemu.Moje dzieci chodziły do szkoły w Polsce, teraz mieszkamy "za granicą" więc mogę porównać systemy nauczania. polski system nauczania jest beznadziejny dla wszystkich-rodziców, dzieci i nauczycieli.Dopóki nie wyjechałam to nie wierzyłam, że dzieci mogą lubić szkołę, że mogą uczyć się przez zabawę, eksperymenty, projekty w szkole.Że nie ma "złych"uczniów, że każdy może być w czymś dobry.Że nauczyciel pracuje bo kocha to robić i ma taki entuzjazm, że zaraża nim dzieci.Patrząc na tutejszą podstawę programową dzieci uczą się owszem mniej ale mądrzej. Uczą się rzeczy przydatnych.Prace domowe są - ale po pierwsze niedużo po drugie są to prace które mają tylko utrwalić przerobiony materiał. Próbuje trochę realizować z dziećmi polski materiał i widzę ile niepotrzebnych rzeczy każe się im wkuwać.
Moje dziecko ma możliwość zostawienia książek w klasie, podczas gdy nie ma potrzeby korzystania z nich w domu. Wychowawczyni przypomina dzieciom i rodzicom, że mogą zostawiać rzeczy w szafce (np. piórnik wypełniony kredkami itp.).Córka lubi prace domowe, czasami prosi o pomoc, czasami odrabia sama i ma z tego satysfakcję. Nie oszukujmy się gdyby nie prace domowe to dzieci by nie czytały, nie umiały tabliczki mnożenia- po prostu niektóre umiejętności trzeba ćwiczyć. Na wszystko jest sposób, a nie tylko narzekanie i narzekanie.
Wojciechu pytanie nr 1- w której klasie jest twoja córka? Bo jeśli 1-3 to jeszcze się nie rozumiemy. Uwierz mi, że da się uczyć dzieci bez zadawania ogromnych prac domowych ( no tak w Polsce nie da się bo materiał jest przeładowany).W tutejszych szkołach tabliczka mnożenia opanowana w zakresie 144 i to bez mozołu wałkowania tego w domu.Duży nacisk na liczenie wszystkiego w pamięci.Dzieci codziennie czytają książki w szkole i to właśnie szkolne czytanie zachęciło je do czytania dużej ilości książek w domu. Wyjeżdżając z Polski pomimo,że były to bardzo dobre uczennice moje dzieci niechętnie czytały i niechętnie chodziły do szkoły(nadmiar prac domowych,pamięciowki i wiążący się z tym brak czasu???) tu szkołę pokochały.Można można.
Ludzie bądźcie poważni. Co do tego że plecak za ci~żki to się zgodzę. Ale przesadą jest żeby w czwartej klasie całą rodziną odrabiać lekcje. Owszem jest tego sporo. Ale bez przesady
No jak się ma troje dzieci w klasach 1-6, to uwierz mi,ze calą rodziną odrabiamy.